Teraz mam taką dietę,że ho ho! Brak ćwiczeń, brak diety... chyba,że lekkie jedzenie... pełno kislu i takich tam. Dopadła mnie grypa jelitowa :< także cierpię. Póki co odbudowywue siły do treningów i do dalszej walki i wyrzezbioną smukłą sylwetkę. Jak zwyklę pod górkę!

Chwilowe zwątpienie, lekkie zaniedbanie diety nastało... ale jednak. Po wczorajszych pomiarach i -6cm w talii ( to możliwe w tydzień? ;o) jadę ostro dalej. Nie ma,że boli ( chociaż nie boli jest smacznie i całkiem ok). Jutro trening dziś dieta 100% przestrzegana także liczę,że efekty będą widoczne tak samo a nawet lepiej po kolejnych dniach, tygodniach ;) To motywujące :D

Wczorajszy dzień mogę uznać w połowie za udany. Pomimo wielu pokus ja dzielnie ze swoim pojemniczkiem z jedzeniem trzymałam się diety...do wieczora... Kiedy nadszedł czas spotkania ze znajomymi po długim czasie rozłąki, poległam. 900 kcal dodatkowych. W zamian za nie nie zjadłam podwieczorka i kolacji. Wcześniej zrobiłam trening i dorzuciłam bieganie. Sumienie daje się we znaki... Więc sądzę,że żadnych "skoków w bok " od mojej diety nie zrobię. Ale koniec końców i tak mam deficyt kaloryczny wiec nie wyszło tak źle. No ale sumienie... Robi swoje.

Po pierwszym dniu samopoczucie jakieś lepsze ;) Nie czuję się taka ciężka i w ogóle.  Wpadłam dziś na pomysł...  Szkoda, że w diecie nie ma też picia wody... Tak jak z posiłkami, żeby odznaczać sobie wypitą ilość płynów. Przecież dużo osób pije jej za mało ;D a tak czy po treningu czy też nie każdy by wypił ile potrzeba ;)